16 kwietnia 2013

Posted by Michał Antosiewicz | File under :
Wiele osób nie lubi czytać książek, których fabułę wcześniej poznali z filmowej adaptacji. Mi to raczej nie przeszkadza, bowiem nie wydaje mi się, żeby zapamiętany wizerunek aktorów i pewnych scen znacząco wpływał na odbiór książki. Jasne, takie rzeczy się zauważa, ale nic poza tym... Inna sprawa, że czasem powieść - a tak było też z "Parkiem Jurajskim" Michaela Crichtona - rozgłos zyskuje dopiero po premierze filmu na jej podstawie... i na samym fakcie, że taka książka istnieje, przygoda z nią dla wielu osób się kończy.

 Do "Parku..." zabierałem się od już pewnego czasu - w końcu zabrałem się za tę książkę po tym, jak wygrzebałem w necie informację, że w te wakacje na ekranach kin zagości trójwymiarowa wersja kultowego już filmu Spielberga z 1994 roku (co na marginesie stanowi dla mnie wyjątkowo smutny znak naszych czasów - odgrzewanie starych, znanych wszystkim filmów, byle tylko nabić kasę na ładnej oprawce...). Nie miałem co do tej pozycji jakichś wielkich oczekiwań, nawet pomimo faktu, że "Park..." Spielberga to jeden z moich ulubionych filmów okresu dzieciństwa i oglądałem go jakiś pierdyliard razy w kinie oraz na VHS-ie. Byłem po prostu ciekaw, czym jest książka, z której zrobiono najbardziej epicki film przygodowy lat 90-tych. I muszę przyznać, że wsiąkłem w to na dobre.

Książka rozpoczyna się od krótkiego reportażu na temat firmy InGen oraz pewnych wydarzeń, które miały miejsca pod koniec sierpnia 1989 roku na wyspie Isla Nubla u wybrzeży Kostaryki. Oczywiście, zarówno InGen, jak i Isla Nubla (nie wspominając o wydarzeniach, które się tam rozegrały) to fikcja, jednak tekst wprowadzenia stanowi również przestrogę przed niefrasobliwą ufnością wobec najnowocześniejszych zdobyczy nauki oraz dumą naukowców, która może prowadzić do tragedii. W prologu jesteśmy świadkami serii niecodziennych przypadków, jakie spotykają kilka niezwiązanych ze sobą osób - towarzyszymy między innymi lekarce szpitala polowego, do którego przywieziono robotnika poważnie poturbowanego przez nieznane zwierzę, spotykamy również wypoczywające na Kostaryce małżeństwo i ich kilkuletnią córkę, która zostaje zaatakowana przez chodzącą na dwóch tylnych łapach jaszczurkę. 

Ostatecznie akcja przenosi się na teren wykopalisk prowadzonych przez wybitnego archeologa Alana Granta przy pomocy paleobotanika Ellie Statler. Jeśli widzieliście film Spielberga, to znacie ciąg dalszy - parka zostaje zaproszona do zwiedzenia nowoczesnego parku rozrywki założonego przez milionera Johna Hammonda, po drodze dołącza do nich ekscentryczny matematyk Ian Malcom oraz prawnik Gennaro, na miejscu zaś poznają dwoje wnucząt Hammonda, Tima i Alex. Po krótkim zapoznaniu się z infrastrukturą i pracownikami, grupka turystów rusza na zwiedzanie parku zamieszkałego przez żywe dinozaury. Pozornie niegroźna wycieczka po pewnym czasie zamienia się w koszmar, zaś park z czasem ogarnia coraz większy chaos.

Pierwszą refleksją po przeczytaniu ostatniej strony było poczucie, że przeczytałem książkę, które jest nie tyle lepsza od ekranizacji, co po prostu znacząco się od niej różni. Oczywiście można doszukać się mnóstwo szczegółów niezgodnych w obu wersjach, ale nie o to mi chodzi - przede wszystkim czuć różnicę gatunkową między nimi. Spielbergowski "Park..." to film w gruncie rzeczy przygodowy, genialnie zrealizowany, niemniej stawiający przede wszystkim na widowiskową akcję "tu i teraz" - książka Crichtona to z kolei wciągający, momentami mroczny thriller, opowiadający nie tylko o śmiałym eksperymencie, który wymyka się spod kontroli, ale w sporej mierze poświęcony pokazaniu na jakich zasadach i zależnościach opiera się współczesny świat nauki, (mający dziś więcej wspólnego z bezwzględnym biznesem, niż ze światłymi ideami) oraz ukazujący możliwe konsekwencje zabawy życiem. Przewagą książki jest też z pewnością fakt, że pisarzowi łatwiej nakreślić wyrazistych bohaterów. Szczególnie spodobała mi się postać Johna Hammonda, który nie jest wcale takim sympatycznym, acz trochę naiwnym i zdziecinniałym milionerem, jakiego pamiętamy z filmów lecz w gruncie rzeczy człowiekiem niebezpiecznie zafiksowanym na punkcie swoich planów, z premedytacją ignorującym fakt, że nie da się kontrolować natury, zaś każda taka próba prędzej czy później doprowadzi do katastrofy. 

Co prawda książka Crichtona nie zaskakuje czytelnika, który po obejrzeniu filmu wie, czego się spodziewać, niemniej na uwagę zasługuje bardzo staranny warsztat literacki oraz stojące za nim przesłanie. Crichton kreśli fantastyczną wizję inżynierii genetycznej, która nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością (i prawdopodobnie nigdy nie będzie miała), jednak przekaz pozostaje jasny - tak jak istnieją granice ludzkiego poznania, tak istnieją granice ludzkich możliwości. Można je przekroczyć, jednak niemożliwe jest przewidzenie konsekwencji takiego działania. Do mnie to trafia, tak samo jak literacki talent Crichtona. Polecam!

Park Jurajski
Michael Crichton
Tłumaczenie: Arkadiusz Nakoniecznik
Wydawnictwo Amber 1997


0 komentarze :

Prześlij komentarz