Jest taka kategoria filmów, do których
po prostu warto wracać i nie mówię tu wcale o oglądaniu tego
samego tytułu po kilka razy. Sam się dziwię, jak wiele genialnych
filmów zarobiło u mnie łatkę badziewia tylko dlatego, że za
wcześnie się do nich zabrałem. Tak wyglądała moja historia ze Stalkerem.
Pierwszy raz próbowałem go obejrzeć kilka lat temu, świeżo po przeczytaniu Pikniku na skraju drogi - powieść Strugackich tak bardzo przypadła mi do gustu, że niezwłocznie zasiadłem do oglądania filmu na jej podstawie. I tym razem wymiękłem. Niedawno wróciłem do tematu i wsiąkłem tak głęboko, że pozwoliłem sobie napisać o nim, choć jego przynależność gatunkowa nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać.