
Pierwszy raz próbowałem go obejrzeć kilka lat temu, świeżo po przeczytaniu Pikniku na skraju drogi - powieść Strugackich tak bardzo przypadła mi do gustu, że niezwłocznie zasiadłem do oglądania filmu na jej podstawie. I tym razem wymiękłem. Niedawno wróciłem do tematu i wsiąkłem tak głęboko, że pozwoliłem sobie napisać o nim, choć jego przynależność gatunkowa nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać.
Historia koncentruje się na wędrówce trzech obcych sobie mężczyzn – Pisarza, Profesora oraz ich przewodnika, tytułowego Stalkera – po Zonie, pilnie strzeżonym przez władze obszarze, który upadek meteorytu zamienił lata wcześniej w śmiertelnie niebezpieczny, rządzący się niepojętymi prawami system pułapek. Celem wyprawy bohaterów jest tajemnicza Komnata, która według legend spełnia marzenia. Ale nie wszystkie – tylko te najskrytsze, często nawet nieuświadamiane. W drodze przybysze dowiadują się coraz więcej o Zonie. I o sobie samych.
To tak z grubsza o fabule. Treść
filmu oczywiście nie ogranicza się jedynie do tego, co widać na
pierwszy rzut oka. Spotkałem się już z wieloma interpretacjami Stalkera, od utraty wiary i upadku człowieczeństwa, przez nastroje społeczne w Związku Radzieckim, aż do problemu
alkoholizmu - niektóre z nich bardziej do mnie przemawiały, inne mniej, a
jeszcze inne w ogóle. Fakt pozostaje jednak faktem, że w trakcie
seansu bardzo przydaje się umiejętność odczytywania symboli oraz
odszukiwania nawiązań do malarstwa, literatury czy filozofii. Takich smaczków jest tutaj mnóstwo i żaden nie znalazł się w filmie przypadkowo. Już sama zmiana kolorystyki
filmu w momencie wkroczenia bohaterów do Zony jest doskonale
przemyślanym środkiem stylistycznym i bardzo mocnym tropem na
drodze do odkrycia ogólnego zamiaru reżysera.
Szczerze przyznam, że dawno nie
widziałem filmu równie starannie przygotowanego od strony
audiowizualnej. Zdaje się, że nie ma tu ani jednej sceny, której
wykonanie nie zostało wcześniej skurpulatnie zaplanowane. Wszystko
jest tu dokładnie na swoim miejscu. Praca kamery, ruch bohaterów,
ich miejsce w kadrze sprawiają, że nierzadko ma się wrażenie oglądania nie filmu, lecz dzieła malarskiego, zaś dość oszczędna,
choć niezwykle przestrzenna, ambientowa muzyka Eduarda Artemiewa
buduje sugestywny klimat tajemniczego i pociągającego
odludzia. Dzięki temu wszystkiemu już sam czysto zmysłowy odbiór Stalkera,
bez zagłębiania się w jego warstwę fabularną jest po prostu
wielką przyjemnością. Wisienką na torcie jest świetne aktorstwo,
szczególnie jeśli chodzi o dwie postacie stojące, jak się zdaje,
na dwóch skrajnych biegunach – Pisarza, sceptycznego, absolutnie
pozbawionego wiary i nadziei, uwielbiającego swe życie pijaka i
wątpliwego artysty, oraz Stalkera, uciekającego od rzeczywistości
i zafiksowanego na punkcie swego powołania, by pomagać prowadzonym
przez siebie ludziom... Stopniowo narastający między nimi konflikt
i światopoglądowe różnice prowadzą do dość niespodziewanego finału i wewnętrznej przemiany
bohaterów. A przynajmniej jednego z nich.
Nie da się ukryć, że film
Tarkowskiego do łatwych nie należy, o czym przekonują
już pierwsze sceny. Warto również dodać, że zarówno
z prozą Strugackich ani tym bardziej z serią gier wydanych kilka
lat temu pod tym samym tytułem nie ma on zbyt wiele wspólnego.
Właściwie jedyne, co łączy wszystkie te dzieła, to postać
Stalkera oraz koncepcja Zony – trudno więc tu mówić jedynie o
swobodnej interpretacji literackiego oryginału, lecz o zupełnie
nowym dziele. Podczas seansu nie uświadczymy ani wartkiej akcji –
raz padają strzały, raz widzimy bójkę, nie podnoszą one jednak ciśnienia – ani tym bardziej
efektów specjalnych. Dlatego uprzedzam: jeśli nie jesteś w stanie
wysiedzieć w trakcie trwającego dwie i pół godziny filmu,
zbudowanego w głównej mierze na dialogach i niemal malarskich
kadrach – lepiej od razu sobie odpuść. Poczekaj jakiś czas,
inaczej szybko się zniechęcisz. Jeśli jednak lubisz czytać film,
dochodzić sensu w pozornie zwykłych przecież słowach i obrazach –
Stalker jest filmem, który musisz zobaczyć koniecznie.
Na koniec słowo o przynależności gatunkowej Stalkera. Zanim powstał, Tarkowski nakręcił ekranizację innego klasycznego dla literatury science-fiction tytułu - mianowicie Solaris Lema. Film przyjął się średnio, sam Tarkowski nie był zadowolony z efektu, co zrzucał między innymi na karb zbytniego przywiązania do obowiązującego w gatunku kanonu. Dlatego w Stalkerze nie ma zbyt wielu elementów, które umieszczałyby go w konkretnej szufladzie. Pojawiają się wzmianki o niezwykłych pułapkach, czy o meteorycie - jednak żadnego z tych elementów tu nie zobaczymy, próżno również oczekiwać prób naukowego wytłumaczenia fenomenu Zony. Czy to minus? Nie, raczej nie - fanom ambitnego kina fantastyczno-naukowego pod znaku Odysei Kosmicznej i tak przypadnie do gustu, a jednocześnie nie zniechęci osób spoza tego kręgu.
Na koniec słowo o przynależności gatunkowej Stalkera. Zanim powstał, Tarkowski nakręcił ekranizację innego klasycznego dla literatury science-fiction tytułu - mianowicie Solaris Lema. Film przyjął się średnio, sam Tarkowski nie był zadowolony z efektu, co zrzucał między innymi na karb zbytniego przywiązania do obowiązującego w gatunku kanonu. Dlatego w Stalkerze nie ma zbyt wielu elementów, które umieszczałyby go w konkretnej szufladzie. Pojawiają się wzmianki o niezwykłych pułapkach, czy o meteorycie - jednak żadnego z tych elementów tu nie zobaczymy, próżno również oczekiwać prób naukowego wytłumaczenia fenomenu Zony. Czy to minus? Nie, raczej nie - fanom ambitnego kina fantastyczno-naukowego pod znaku Odysei Kosmicznej i tak przypadnie do gustu, a jednocześnie nie zniechęci osób spoza tego kręgu.
Plusy -rewelacyjne aktorstwo i scenariusz -świetna muzyka -malarskie kadry -klimat | Minusy -nie zauważyłem |
Stalker - 1979, reż. Andriej Tarkowski
obsada:
-Aleksandr Kajdanowski - Stalker
-Nikołaj Grińko - Profesor
-Anatolij Sołonicyn - Pisarz
scenariusz:
-Andriej Tarkowski
obsada:
-Aleksandr Kajdanowski - Stalker
-Nikołaj Grińko - Profesor
-Anatolij Sołonicyn - Pisarz
scenariusz:
-Andriej Tarkowski
-Boris Strugacki
0 komentarze :
Prześlij komentarz