Budzisz się. Poranek
taki sam jak zwykle, leżysz w czystej pościeli – jak zwykle. Przez okno pada na
ciebie oślepiając jasne światło słońca. I nagle uświadamiasz
sobie, czujesz, że coś jest nie tak. Że świat, w którym się obudziłeś wcale nie
jest tym, który znasz. Przypominasz sobie, co się stało. Zeskanowali cię. Nie
jesteś człowiekiem z krwi i kości, rzeczywistość dookoła to tylko wirtualny
model, zaś ludzie, których widzisz na ulicach to tylko zaprogramowane, bezmyślne
boty. Jesteś tu uwięziony i nie możesz się wydostać. A najgorsze jest to, że… sam sobie to zrobiłeś.
Kiedy
po raz pierwszy dawno temu czytałem „Polowanie na Czerwony Październik”, byłem zdumiony,
że takie grube tomiszcze, pełne fachowy terminów i technicznych opisów, może
sprawić takiemu laikowi jak ja tyle frajdy. Książka Egana jest trochę
pod tym względem podobna – jeśli nie jesteś za pan brat z matematyką, technikami programowania,
mikrobiologią oraz genetyką, to zapewne spora część wątków i opisów stanowić
będzie dla ciebie zagadkę. Inna sprawa, że w przeciwieństwie do Clancy'ego,
Egan w "Mieście Permutacji" koncentruje się nie na akcji... której
tak właściwie w ogóle tu nie ma... lecz na stawianiu pytań i poszukiwania
odpowiedzi. Nuda? No niekoniecznie…
Historia
opowiedziana w „Mieście…” rozgrywa się w dość niedalekiej przyszłości - technologia doszła do takiego etapu, że możliwe staje się zeskanowanie umysłu
człowieka i umieszczenie jego cyfrowej Kopii w sieci. Byłoby idealnie, gdyby
nie dwie sprawy. Po pierwsze, zasoby takiej sieci, zwanej VR, są mocno ograniczone,
koszt korzystania z niej to spory wydatek. Po drugie – Kopie w świetle prawa
nie są uznawane za ludzi. Dlatego też tylko najbogatszych maniaków stać na
realizację marzenia o wiecznym życiu. Im właśnie Paul Durham, którego poznajemy,
gdy budzi się jako Kopia, składa propozycję ucieczki od ograniczeń systemu i
stworzenie własnej sieci, wirtualnej planety, której nikt nigdy nie wyłączy.
To tylko
zarys głównej osi fabuły, która staje się pretekstem do rozważania na temat tego,
co zbiorczo możemy nazwać „człowieczeństwem”. Co składa się na nasze istnienie?
Ciało i osobowość? Czy może sama nasza jaźń? Jeśli tak, to co się stanie w
konfrontacji Kopii z Oryginałem, siedzącym przed komputerem? Kim te dwie jednostki
będą dla siebie? Czy pozostaniesz sobą, jeśli na życzenie wytniesz sobie część
wspomnień, zmienisz osobowość, zastąpisz je czymś innym? Znasz odpowiedzi na te
pytania? Ja szczerze mówiąc dalej się nad tym zastanawiam, ale nie widzę
żadnego rozwiązania. Egan pisząc „Miasto…” pewnie też nie zamierzał odpowiadać
na nie wprost a wręcz przeciwnie –
spiętrzyć problem przed czytelnikiem, doprowadzając do sytuacji w której
ten zatraca się między rzeczywistością, a wirtualną projekcją. A przy tym
bardzo umiejętnie dozuje zwroty fabuły, tak że nigdy nie wiesz, czym jeszcze
cię zaskoczy.
Niektórzy
zarzucają Eganowi braki w warsztacie literackim. Cóż, literatura piękna to to
faktycznie nie jest, niemniej ani razu nie miałem wrażenia, żeby czegoś tam
brakowało, lub czegoś było za dużo. Egan bardzo sprawnie posługuje się piórem,
bardzo plastycznie przedstawia swoją wizję wirtualnego świata. Tak jak
wspomniałem, w książce sporo miejsca zajmują opisy działa bohaterów w sieci, co
może odrzucać niewyrobionego czytelnika, jednak to w końcu hard sci-fi. Egan jest
naukowcem, jego wizje przyszłości mają mocne, naukowe podstawy, lecz równie dobrze
radzi sobie z przedstawianiem psychologicznej głębi bohaterów, lekko poschizowanego
Durhama, jego pomocniczki Marii, czy zeskanowanego milionera, zafiksowanego na punkcie zabójstwa, którego przez przypadek popełnił lata temu. Całość jest więc
całkiem strawna nawet dla laika, a ze względu na poruszaną tematykę może być asumptem
do całkiem przyjemnego eksperymentu myślowego. Jeśli lubisz książki Gibsona lub
Ghost In the Shell, to koniecznie musisz zapoznać się z „Miastem Permutacji”.
Miasto Permutacji
Tłumaczenie: Konrad Kozłowski
Wydawnictwo Solaris 2007
0 komentarze :
Prześlij komentarz